Ostatni wyścig w tym roku. Łopuchowo
d a n e w y j a z d u
30.35 km
0.00 km teren
01:33 h
Pr.śr.:19.58 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
Pierwszy ścig w Gogolowym maratonie. Tak jakoś wyszło, że ostatni z cyklu gogolowych maratonów był moim pierwszym w tym cyklu. Nie miałam napinki na wynik ale tak to już jest, że jak się wejdzie między starujących to się udziela i chce się ścigać. Zresztą jakoś po Wiórku nie czułam się (jeszcze) zmęczona, więc dawałam radę za dziewczynami i już sobie upatrzyłam "ofiary" do odstrzelenia gdy na 2,5 km zobaczyłam zdenerwowanego zawodnika wołającego czy ktoś ma telefon. Kątem oka zobaczyłam jakieś leżące sylwetki, więc skręciłam z drogi na trawnik i się zatrzymałam. Podeszłam i dogadać się nie mogłam z tym przerażonym chłopem. Czy chce aparat czy numer alarmowy. W końcu odblokowałam telefon, wykręciłam numer i kazałam mu wzywać pogotowie a sama poszłam obadać co się dzieje. Chłopak leżał na brzuchu z okręconą głową w stronę pola, a drugi łazi cały pokrwawiony i w szoku. Podeszłam do leżącego i wtedy ten odwrócił się na bok. Zobaczyłam, że łuk brwiowy ma do szycia a na moje pytanie czy wie jak się nazywa i gdzie jest powiedział, że wie. Nie odpuściłam mu, musiał mi powiedzieć gdzie jest i co się stało. Zdał test. Oczy też wyglądały przytomnie to spojrzałam na tego drugiego. Obraz nędzy i rozpaczy: z kolana wisi skóra i widać kość rzepki, zdarty łokieć do mięsa, a chłopak skarży się na bolące palce, które były całe poszlifowane. Kazałam mu spróbować zgiąć palce, dał radę. Całe, pomyślałam. Pocieszyłam go, że palce raczej nie złamane ale reszta ran nadaje się do szycia. Za chwilę zatrzymał się przedstawiciel gminy Skoki i zaczął z nami gadać, podjechał też chłopaczek od Gogola. Jak już ofiary zaczęły przeklinać na tego "co im zajechał" to wiedziałam, że będą żyć. Jeszcze chwilę postałam z nimi a gdy zobaczyłam, że jedzie karetka to pojechałam, bo co tam po mnie.
Całe mini już pojechało, łącznie z dziećmi, babkami, dziadkami i debiutantami w za dużych kurtkach co robiły za żagiel. Po zakręcie z nieszczęsnego asfaltu w teren jeszcze długo jechałam sama, aż wreszcie zobaczyłam jakiś ostatnich do łyknięcia. Dobrze mi się jechało gdy tak co chwilę widziałam następną sylwetkę do gonienia. Udało mi się "zgolić" tak z 30 zawodników i zawodniczek, choć trud drugiego wyścigu pod rząd dawał mi się we znaki. Po piachach we Wiórku jechało mi się po Łopuchowskich piaskach jak po równym i tak sobie mijałam spacerujących miniarzy. Niestety megowcy nas zaczęli wyprzedzać i od czasu do czasu robiłam im miejsce co oczywiście wybijało mnie z rytmu. Raz jak taka fujara chciałam sięgnąć po bidon ale taka byłam zgrabna, że mi spadł i jeszcze po nim przejechałam. :( Jak podnosiłam bidon minął mnie Krzychu i wstyd, bo pewnie pomyślał, że podpychałam pod górkę. (też miał kiedy jechać ;) ). Minął mnie też JP i postanowiłam go mieć na oku jak najdłużej sie da. Aż do piachu gdzie miałam nieprzyjemną pyskówkę z kolarzem z Czaplinka (celebryta się znalazł) od czasu do czasu widziałam koszulkę JP. Oczywiście Jacek mi odjeżdżał ale nie tak szybko jak zwykle. Bardzo byłam wtedy z siebie zadowolona ale płuca to myślałam, że zgubię gdzieś po drodze. Na 1,5 km przed metą na asfalcie zamajaczył mi goggolowy strój już myślałam, że poszłam jak perszing za JP a to Krzychu na mnie czekał. Podciągną mnie jeszcze pod asfalt i jeszcze jedną dziewczynę, którą długo goniłam i już sił nie miałam dzięki Krzychowi wyminęłam. (dzięki Krzysiu :)) Jednak za chwilę pióra opadły mi zupełnie i puściłam koło. Jak dostałam w gębę wiatrem, pod górkę to już mi było strasznie. Na szczęście zaraz była meta. Potem posiedzieliśmy sobie na stadionie, pogadaliśmy i tak po dekoracjach, które mnie oczywiście wcale nie interesowały ;) była tombola. Była to była, węże ogrodowe, które mnie bardzo interesowały zostały rozlosowane i tombola mijała i mijała i już prawie ostatnie nagrody losowali gdy nagle wywołują mnie. O szczęście debiutanta!. Wygrałam CB radio z taką długą anteną , że o mało co a bym wybiła oko wręczającemu mi nagrodę ;). Może ktoś reflektuje na nowe CB ?
Fajnie było. A! spotkałam tego pobijanego. Przyjechał na finał. Moje diagnozy były trafne. Kolano szyte, na łokciu nie było co szyć bo tak poharatane, palce całe tylko porozcinane i ogólnie cały w szlifach. Ten drugi też szyty na łuku i do domu. Przewrotki na asfalcie bardzo bolą, oj bolą.
Kategoria wyścig, z małżonkiem