Za Marcinem na Bike Maratonie
d a n e w y j a z d u
30.00 km
0.00 km teren
01:42 h
Pr.śr.:17.65 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Wybraliśmy się z małżem mym do Polanicy na Bike Maraton. Droga do Polanicy masakryczna, remont za remontem ale perspektywa gór osładzała wszystko. Zakulalim się do Zieleńca za ciemnego i głuchego bo wszystko poza 2 knajpami pozamykane. Nie sezon to zamknięte. Integracja była huczna więc poranek nietęgi ale pogoda taka, że grzechem byłoby gnić w wyrku. Zrobiłam kilka zdjęć odważnym jadącym na maraton
Humory dopisywały a niektórzy postanowili porozwijać się muzycznie
aż w końcu pojechali autami do Polanicy.
Co było robić? Wzięłam mojego Kellyska i po asfalciku aby miękko było pojechałam zdobywać góry.
Najpierw 15 km w dół i bez jazdy pod górkę to nawet 60 km/h staje się nudne, choć świst w uszach i latająca katana ma swój urok a potem 15 km pod górę co też staje się nudne a nawet powiedziała bym, że mordercze ;). Te 15 pod górę podjeżdżałam od Dusznik-Zdroju do zamku w Szczytnej. Jest co dygać do domu wariatów. W zamku na wzgórzu w Sczytnej znajduje się dom opieki dla nieporadnych życiowo i po prostu wariatów.
Przy zamku był jeden z odcinków maratonu więc ustawiłam się tam z aparatem i pstrykałam zdjęcia oraz rozmawiałam z jednym z pensjonariuszy domu. Ten to ma szczęście. Wszystko go cieszyło. Miał mega radość ze słonka i rowerzystów a jak się przewracali to się chichrał jak nie przymierzając głupi do sera. Ciągle podciągał portki i komentował rowerzystów, co chwilę pytał mi się dlaczego ja nie jadę i każda odpowiedz go zadawalała. Nawet taka, że bo słonko świeci. Całował panią dyrektor, która akurat jechała do pracy autem i musiała się zatrzymać bo jechali rowerzyści w łapki ( a może to nie była pani dyrektor, kto to wie?) i w ogóle był bardzo przychylnie nastawiony do wszystkich i wszystkiego. Przypuszczam, że mieszka tam bo każdy by go mógł oszukać , wykiwać i zrobić mu krzywdę. Taki niegroźny, wesoły dziadek bez zębów albo seryjny morderca po lobotomii (oglądane przeze mnie horrory się kłaniają ;))
Jak juz wszyscy chętni rowerzyści przejechali lub przeszli to zabrałam się z tyłkiem do Polanicy w okolice domu zdrojowego. Znowu z 5 km zjazdu i trochę podjazdów, gdzie już wielu zawodników finiszowało. Tam spotkałam ekipę fogtów i wesoło oczekiwałam na Marcina, w czasie czekania było dopingowanie przez dużych i małych :)
jedzenie i gadanie
itp.
Marcin przyjechał na luziku zadowolony i wcale nie zmęczony.
Potem była imprezka i było mega fajnie a co ja tam wyrabiałam to niech pozostanie milczeniem ;)
Kategoria wycieczka, z małżonkiem