Mroźny rajd
d a n e w y j a z d u
23.00 km
23.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:-5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
SwajBikeTeam, FogtBikes i Red-Fitnes zorganizowali zimowe spalanie tłuszczyku. Przydało mi się bardzo bo jak wiecie każda baba ma go wiecznie za dużo itd......... A że baba jestem to po kiego będę się gdzieś po Swaju błąkać jak można wycieczkę spotkać w połowie drogi ;). Jak obmyśliłam tak zrobiłam. Mojego starego najmilejszego pchnęłam przodem a sama odczekawszy godzinkę wzięłam Czarną Mambę i Tinkę i pomknęłam na rozpoznawczą wyprawę za bloki na kupowisko tzw. duże. Wywiało mnie okropnie pomimo wielu warstw obleczenia rowerowego, więc postanowiłam zbadać co tam jeszcze w szafie się znajdzie aby na krybuny włożyć. Dawno nie miałam tylu gaci, koszul, kurtek i czapek na sobie ale opłacało się. Można powiedzieć, że przy tych -5 było mi zupełnie dobrze i tylko w nos mi było zimno. Po chwili jazdy sie rozgrzałam i było gut. Pojechałam sobie terenem do Starej Górki bo tam miał stacjonować bufet Red-fitnes i zakładałam, że jak znajdę bufet to znajdę też wycieczkę. Objechałam w te i wew te Starą Górkę aż dziad w rozwleczonej mycy na głowie co właśnie kopał coś w gnoju przy stodole zaczął sie dziwnie na mnie patrzeć ale bufetu ani dudu. Pomyślałam, że muszę pojechać do wsi Góra bo może wycieczka zmitrężyła trochę i jeszcze się pcha od Swarzędza. I co? I trafiłam! W Górze z przeciwka wyleciała na mnie banda rowerzystów wszelkiej maści. Zawróciłam kobyłkę i ruszyłam za nimi a ci gnają jak przeklęci. Diabli ich gonią czy co? Pod wiatr 30 lecą a ja ledwie zipię. Kurde w d.... mam takie rajdy. Rajd radia Merkurego jechał tak, że można się było obawiać o to czy rower sie utrzyma w pionie przy takiej prędkości a ci zaiwaniają..... Jak sie potem okazało podłączyłam się pod sam czub rajdu, który potem czekał na resztę. Reszta jechała już przyzwoicie a zresztą jak wjechaliśmy w las to tempo spadło i było bardzo wesoło i miło. Bufet też się znalazł i była gorąca herbatka i kawka i pogaduchy i śmiechy.
Na rajd wybrało się też kilku BStatowiczów Kamil i Mateusz ze Swaja, Seba i moj :) Pojeździliśmy po naszych fyrtlach i w okolicy Promna urwałam się od rajdu i podjechałam do domu. Szybko zrzuciłam tą tonę ciuchów i już normalnie ubrana wsiadłam w samochód aby dojechać do Wiśniczówki w Tucznie na ognicho. Kiełbasę, która mieliśmy sobie upiec, niestety zdżarła nam Tina dwa dni wcześniej elegancko ją ściągając ze stołu kiedy sie kiełbaska po zaparzeniu chłodziła. Zarłok jeden. Nam zostało zakupić zupe dyniową - pychota. W życiu nie jadłam i dobrze, że spróbowałam. Mniamciak, mniamciak :)
Kategoria wycieczka, ustawka
komentarze
Zupa dyniowa ? Nie słyszałem o takiej nawet. Ma słodki smak ?