Co to się działo....... Co to sie działo!!!
d a n e w y j a z d u
22.83 km
0.00 km teren
01:10 h
Pr.śr.:19.57 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
Od paru lat mój prezes (raczej o tym nie wiedząc) rękami pracowników organizuje maraton o swój puchar w Rucianem Nidzie. Nie mogłam się ostatnio tam wybrać a bo to komunia dziewczynek, a bo daleko, a bo by trzeba jechać do Warszawy a potem jak w nocy w niedzielę z Warszawy wracać, a to jakiś fajny wyścig prawie na miejscu się szykuje itd. W tym roku nic na moje skromne możliwości sie nie kroiło więc zawzięłam sie w sobie, wzięłam rower do pociągu i pokulałam się w na wschód w krainę dziwnych miejscowości. Do Olsztyna 5 godzin, przesiadka i znowu półtorej godziny przez miejscowości o fajnych lub dziwnych nazwach. "Następna stacja: ZGON, Klewki (te od wąglika?), Jeruty , Grom itd. " Umeczyłam się zanim dojechałam do ośrodka gdzie mieliśmy spanie (i nie tylko jak sie później okazało) i zaraz po kolacji poszłam spać nie zahaczając o imprezę.
Z rana padało jakby się wściekło i w związku z tym i bólem głowy po wczorajszym wielu uczestników się wycofało. Zostali ci najtrwalsi a słonko postanowiło nam to wynagrodzić. Zrobiło się ciepło ale błotniście i ślisko. Ustawiłam się w pierwszym rzędzie bo wiedziałam, że będzie gleba za glebą na korzeniach. Czołówka poszła. Jeżdżą na Mazowii więc sądziłam, że zaraz powącham kurz a tutaj start i ja prowadzę? Zwolniłam, bo co kurna jest? Na stracie drogę pomyliłam????! Nie, jednak mnie wyprzedzili. To jedziemy!! Wyminęło mnie paru facetów i stwierdziłam, że już starczy. Teraz gonię ja! Trasa okazała się całkiem fajna i tak jak powiedział organizator można było jechać bez hamulców. Chciałam jechać dwa kółka ale byłyśmy tylko 3 odważne a potrzebne były 4 zeby była rywalizacja. Żadna kobitka się namówić nie dała więc musiałam się sprężyć bo na jedynym dystansie kobitek było nas 15 i ja wiem jak one jeżdżą? Typowe teksty "ja nie trenuję, nie mam czasu, jestem chora itp" oczywiście były ale dopiero trasa weryfikuje.
Trasa fajna i łatwa. Był jeden fajny zjazd jak się potem dowiedziałam "nie do zjechania" i dwa podjeździki "nie do podjechania" wycinka i błoto. W błocie się zakopałam, koło mi zabuksowało i musiałam kawałek polecieć z buta, dwa km szukałam trasy bo mi chłopaki przede mną w lesie zniknęli a strzałki nie było. Musiałam wracać i gonić. Złapałam czołówkę, która właśnie zgodnie z trasą zawracała na pętelce. Zdziwienie w oczach, że jakaś baba juz jedzie- bezcenna ;) Gdzieś tam sedzia pilnujący drogi krzyknął mi, że jestem pierwsza, i już spokojnie pojechałam do mety.
Przyjechałam 8 open, druga kobietka przyjechała 12 minut po mnie.
A potem o 19 impreza. Wręczenie statuetki, dyplomu z podpisem prezesa i złoty medal.
Ja cie! Co się działo!!. Normalnie byłam gwiazdą. Każdy się chciał ze mną sfotografować, wyrazić swój zachwyt, popytać jak ja to robię, że tak jezdżę albo popłakać, że "kobieta mnie bije".
Ubawiłam się, uśmiałam, napiłam się nalewki i o mało co a bym się upiła niewinnie wyglądającymi misiami haribo, które jak się potem okazało kąpały się w spirytusie. Co ta wiara tam naznosiła! Ilośc alkoholu wystarczyła by myślę na wypełnienie paru wanien a gdy rozlało się to po czubach to nie szło się wymówić od tańców bo przecież każdy chciał zatańczyć z "mistrzynią" . Zlądowałam do pokoiku około 2 w nocy i padłam jak betka. Nogi mnie do dzisiaj bolą od tych tańców i ledwie do roboty się dzisiaj dowlokłam.
Fajowsko było .
Kategoria wyścig
komentarze
No to gratki ! :)
Impreza powyścigowa widocznie odlotowa i huczna ;)