7 sekund
d a n e w y j a z d u
25.00 km
0.00 km teren
01:32 h
Pr.śr.:16.30 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Jakaś cholerna psuja otoczyła nas swymi skrzydłami i co spotkała na swej drodze to psuła. Najpierw zmywarka, potem żelazko coś nie teges, potem gotowane pranie i na dokładkę rzuciła swoim pożądliwym okiem na auto, które było akurat gdzieś pod Łodzią i niczym Bazyliszek zatrzymała je w miejscu. Kompletny kaput na autostradzie. Co ja przeżyłam to moje. Do tego dziewuchy miały kumulację złych ocen z najmniej ważnych przedmiotów ale wpływającą na średnią a dziadek dostał rozliczenie za ogrzewanie i musiałam wysłuchiwać, że czemu ma taką dopłatę jak on ma zamknęte kaloryfery i wcale nie grzeją itd. To że balkon ma ciągle otwarty żeby kociambry mogły wchodzić kiedy chcą to już zapomniał. No cóż. Dostałam za swoje. Z lekka byłam psychicznie wykończona, więc należało się odstresować. 1 maja w mieście Śrem organizowano wyścig po pagórach, to dawaj! Jedziem trochę się potargać po krzokach :) Auto w Łodzi i jak tu pojechać? Na szczęście ma się życzliwych znajomych, którzy zabrali za placek na młodziach z rabarberem ;)
Miałam pewne obawy czy organizatorzy dadzą radę ogarnąć wszystko bo nawet nasze małe zamknięte zawody wymagają trochę zachodu i .... pierwsze wrażenie, przerażające. Kolejka do rejestracji jak za komuny "za masłem" . Na szczęście zarejestrowałam nas i opłaciłam przez kompa to nie musiłam tyle stać ale na punktualny start nie było co liczyć.
Wyjazd na rozgrzewkę i szukamy strzałek bo ich nie widać, jakiś klient wywraca się przed moim kołem na mokrej trawie, wyjazd ze startu to mały, ostry zjazd na zakręcie i już się boję co to będzie na starcie w tłumie, potem znowu ostry zakręt, wyjazd na asfalt, wąskie gardło, lekki zjazd i mokra trawa. Boję się a do tego staję na końcu bo jak zwykle za późno przylazłam na start. Ustawiam się obok Sylwi od DaVe'a, ale ona boi się jeszcze bardziej niż ja i zostaje zupełnie w tyle. Start nie okazuje się taki straszny. Zjazd z góreczki elegancki, nikt się nie przewraca. Na zjeździe z krawężnika zarywam pedałem o krawężnik i o mało nie robię cyrkla. Udaje się. Wjeżdżamy w las a tam tony piachu. Przede mną gleba za glebą. Chłopy siłę mają jak konie ale umiejętności pozostawiają wiele do życzenia. Jestem przyblokowywana i wkurzam się. Wrzucam najmniejsze z przodu i lecę przez piasek, wyprzedzając tańczących. Kosztuje mnie to wiele wysiłku, robi mi się gorąco i zaczynam marzyć żeby ten deszczyczek, co od czasu do czasu lekko pokropuje pokropił mocniej. Wyprzedzam i złoszczę się na siebie, że znowu startowałam od końca. Łapię Joannę Roszczkę i potem całą trasę się z nia tnę. Ale nie jest miło i wesoło jak w Dolsku z "nerką" Joanna nie ma zamiaru jechać na wesoło. Na prostej odchodzę jej bardzo. Na podgórkach dochodzi mnie ona
i przepycha się do przodu. Pcha się bardzo. Muszę dać z siebie wiele zeby nadrobić straty na podgórkach. Psiokryw!! Ale trafiłam. Joanna jedzie z jakimś facetem, który ją wspomaga i tak trzymają się mnie do samego końca.
Niestety prześladuje mnie facet w skarpetach (takich długich uciskowych), który od czasu do czasu dostaje jakiejś erekcji i wtedy wyprzedza mnie jak wiatr, żeby zaraz opaść i wkurzać mnie bo zaniemógł i muszę go po krzakach wymijać aby za chwilę biec pod górkę za nim lub takim w białym co na tych podgórach byli słabsi niż ja. Ogólnie jakąś taką ekipę miałam tuptającą a traska była fajowska. Zakrętasy pod górkę albo z góki, korzenie i pieńki. Jedngo zauważyłam w ostatniej chwili, szarpnęłm kierą, żeby nie wjechć w ten jadowicie pomalowany na zielono pieniek i myślałam, że blacha wylazła mi przez skórę. Masakra! Co za badziewie!
Był nawet killer i był niezły. Zeszłam go za innymi ale warto by było się z nim spróbować.
Gdzieś już na samym końcu trzeba było przelecieć przez strumyczek i tutaj jakiś facet się certolił. Wdepnąć w wodę? Zrobić większy krok? KURDE!!! Ta mi znowu na plecach wisi a ten się pieprzy bo sobie bucik zamoczy! skarpeteczki wodę zobaczą! Q! Dalej! W Cybince nurt rzeki prawie mnie porwał a ten się odrobinki wody boi! Dziadu ty jeden! Gazuuuuuu! Tu się niektórzy ścigają!!! Przelazł, a ja znowu na plecach czuję oddech. Dziadyga jedzie, ja za nim oni za mną. Odjechałam na trochę, i zakręt do mety. Dziadyga jedzie prosto, ja chcę skręcić tak jak starowaliśmy ale obsługa woła: "halo! Nie tędy!" Q! Kto nie tędy?!!! Ja czy on? Chwila zawahania i Joanna wjeżdża przede mnie. Rura za nią i guzik! Za krótko do mety!!! 7 sekund za nią wjeżdżam na metę. No masz!!! 7 sekund. Takie nic. Tyle pracy, dym uszami, palenie ud i dupa. 7 sekund :( Przegrałam :(
Ale, że co tam! 9 - ta czy 10 ta open grunt, że pojechałam w miarę. Mogę więcej. Moja wiara we mnie we mnie rośnie. Jest dobrze. Sylwia pięknie pojechała. Jeszcze chwilę i możemy jeździć w duecie a potem pociągnie starszą panią i wtedy niestraszne nam będą Joanny itp. Liczę na nią :)
Po chwili poprawił mi się humor i zamieniłam się w "japońskiego turystę" czyli aparat w dłoń i lecę robić zdjątka. Tym samym nie ma mnie na żadnym a obejrzeć je sobie można tu
Przed startem i po atmosfera była rewelacyjna. Pogadałam sobie za wszystkie czasy i spotkała mnie przemiła chwila gdy podeszła do mnie pewna kobieta. Z pewną taką nieśmiałością podchodzi do mnie i mówi: "Dzień dobry" Ja szybko w głowie przeczesuję mózgownicę kto zacz? I co zrobiłam, że mnie kobieta zagaduje? Obraziłam, nakrzyczałam, wsadziłam pompkę w szprychy? nie dałam się wyprzedzić, No nic sobie nie przypominam a ona kontynuuje: "Jestem fanką pani bloga" No tego się nie spodziewałam. Błogo mi się zrobiło i wilgotnie pod oczami. Sława mnie dopadła :) Cóż tam, że Mister Kurek wykrzykuje moje imię. Mam fanklub!!!! Bożena i jej mąż. I jeszcze ja sama. To się nazywa sława pisarza ;)
A tak już na poważnie pozdrawiam wszystkich moich cichych i tych co się odważyli fanów :)
Bożence gratuluję I miejsca na Mini :) Moje ślepe gały dopiero na zdjęciach zauważyły jak szacownych mam wielbicieli ;)
Kategoria wyścig
komentarze
super !!!