W krzaczorach
d a n e w y j a z d u
19.05 km
16.00 km teren
01:14 h
Pr.śr.:15.45 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
Od poniedziałku do środy nie było mowy, żeby się ruszyć z łóżka bo żołądek się buntował. Coś łakomczucha żdżarła to musiała cierpieć. W czwartek wzięłam się do mycia okien i przecież jak sie jest w domu i wystawia łeb za okno to nie wieje tak jak za drzwiami, więc po kiego zakładać czapkę. A po takiego co by dzisiaj zatoki nie bolały a bolały i do tego krew szła z nochala. Głupio ździebko wyglądałam dzisiaj w czapce jak ciepło było ale łeb bolał nieziemsko. Przydała się za to czapka do wywijania podczas meczu Walia -Szkocja który odbył się w naszym prześwietnym mieście Pobiedziska w ramach Mistrzostw Europy w Rugby chłopaczków U-18. Poszłam z moją Martusią poogladać i pokibicować.
Nie miałam pojęcia jakie są zasady gry ale w miarę szybko się zorientowałam, że czerwoni grają przeciwko czarnym, zieloni to sędziowie a ci z teczkami to pomoc medyczna niezbędna po każdym młynie.
Emocje sięgały zenitu a nasze okrzyki pomogły Szkocji, prawie, że wyrównać wynik, choć na moje oko kompletnego laika Walia lepiej z tym jajem spieprzała tym czarnym i lepiej pchali się do kreski a do tego mieli przystojniejszego kopacza co nad poprzeczkę kopał. Te czarne ze Szkocji jak raz kopnęli to prosto w trybuny z których tylko było słychać "Chować dzieci bo piłka leci!!". O mały włos a miałabym piłkę do rugby albo mega siniaka;).
Marcin wrócił z roboty i tak jakoś po obiadku zaproponował, że może byśmy tak sobie pojechali na nasze hopki :) Dobra, powiedziałam nie wiedząc jak straszne przede mną przeżycia. Najpierw standardowy Marcinowy OS. Potem nowa droga którą znaleźliśmy w zeszłym tygodniu. Przez chwilę, właśnie wtedy, gdy drzewo postanowiło stanąc na mojej drodze i zdjąć mi kask ze łba, przeklinałam tą chwilę kiedy w zeszłym tygodniu na spacerku z dziećmi powiedziałam, że tutaj super by sie jeździło rowerem. Ale to tylko przez chwilę bo zaraz potem było super!! Nawet wtedy, gdy już chciałam zleźć z roweru na stromym zjeździe ale mnie otrzeźwiło, że teraz to tylko mogę puścić klamki i jechać albo się wywalić. Bardzo mi sie podobało choć momentami nie wiedziałam gdzie jestem, nie wiedziałam co kryją zeschnięte liście, dokąd prowadzą te górki, pagórki, podjazdy i zjazdy. Marcin pojawiał się i znikał a ja próbowałam się nie wywalić i jechać. Okolica piękna, szkoda, że tak szybko się ciemno zrobiło. Tak blisko domu a człowiek nie wie co ma pod nosem :)
Kategoria wycieczka, z małżonkiem
komentarze
Myślę że niedługo ułożysz "Terenową Rundę JoannyZygmunty" :)