Dama do towarzystwa
d a n e w y j a z d u
56.00 km
0.00 km teren
03:41 h
Pr.śr.:15.20 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Wstaliśmy wcześnie bo Marcin miał pojechać w towarzystwie gdzieś daleko i szybko. Miły, cichy poranek, śniadanko, kawka i tel. pt: "łe zimno, i wietrznie. Nie jedziemy bo pada itp."
Marcinowi zrzedła mina i już zaczął: e! może na trenażer? e! tak samemu to mi się nie chce, e!
- Oj dziadu! Dalej jadę z Tobą ale będziesz na mnie czekał bo inaczej i tutaj wymieniłam różne straszne tortury.
Odziałam się jak zwykle za ciepło ale teraz byłam przygotowana bo miałam plecaczek z ciuchami i najważniejsze - wzorem starszej pani termosik z herbatką słodzoną konfiturką.
Ja to bym nie była mną gdybym gdzieś nie skręciła, żeby sprawdzić, gdzie ta dróżka wiedzie. Pojechaliśmy obejrzeć Morsów kąpiących się nad jez. Biezdruchowo. Właśnie wychodzili z wody. Czerwoni tacy, w strojach i biegają wte i we te roznegliżowane wariaty (szacun) a my próbowaliśmy objechać jezioro. Nie udało się bo ścieżka kończyła sie przy jakimś kanale i musieliśmy skręcić w pole które przypominało wyścig w Dolsku lub końcówkę Michałków. Jednym słowem trzęsionka wyścigowa ;) Tam wpadliśmy znowu w nową dróżkę gdzie nawet Marcin jeszcze nigdy nie był i super!
Polecieliśmy na Dziewiczą Górę po lesie gdzie nie czuło się tak wiatru
ale było go słychać. Fajne wrażenie drzewa się kołyszą i mocno szumią a w
dole my się turlamy po wilgotnych drogach. Pojechaliśmy okrężnie, żeby nie wpaść w błoto ale niestety na czerwonym szlaku wycinają piękne drzewa i robią syf malaryczny. Tam też na chwilę straciłam przyjemność z jazdy i zaczęłam marudzić, że nie mam siły, że zamiast blachy to chyba mi w ten obojczyk grzebień włożyli, że SPD-y mi się ubabrały i nie mogę się wpiąć i że gdzie jest ta głupia góra pod którą deptam i deptam w tym błocie a jej nie ma i ja już chcę herbatkę i nagle byłam na podjeździe pod wieżę.
Poleciałam na Killera a ten mój najmilejszy jeździ w dół i górę. Ja jeszcze się boję, że glebnę i wyrwę sobie ten grzebień więc biegałam za tym moim a ten tak mi szybko podjeżdżał, że nie nadążałam z wbieganiem. W końcu wyniosło go gdzieś w inną stronę i pewnie to moje jazgotanie go wytrąciło z równowagi i się zatrzymał w pół drogi co udało mi się uwiecznić. hahaha!
Pod wieżą popas
i powrót do domciu.
Ten "grzebień" w łapie mi na tyle doskwierał dzisiaj, że powrót zarządziłam asfaltem. To była jazda! Pchało nas i szybciutko byliśmy w domciu gdzie wszamaliśmy pyszne curry. mniam, mniam :)
Potem pojechaliśmy do Poznania do bardzo eleganckiej kawiarni na bardzo dobre słodkie z okazji zbliżających się moich następnych urodzin a potem w Pobiedziajach oglądaliśmy "światełko do nieba" i było super fajnie dzisiaj :) Jestem BARDZO ZADOWOLONA jak mawiał taki jeden z BS Superwymiatacz ;)
komentarze
A curry było super - potwierdzam.