Tak mnie dzisiaj zaniosło.
d a n e w y j a z d u
125.21 km
50.00 km teren
06:21 h
Pr.śr.:19.72 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Jak wyjeżdżałam to wiatru nie było. Szmaty, które kiedyś były jakąś reklamą, wiszące przy sklepie budowlanym wisiały smętnie co świadczyło, że w którą stronę nie pojadę to będzie wiatr w nos ale bardzo lekki bo jadę raczej wolno. Z założenia jechałam wolno bo wczoraj byłam pierwszy raz na siłowni i bolała mnie łapa choć robiłam "dół" jak to się mówi w nomenklaturze ;). Jechało się dobrze, mijałam różnych rowerzystów, jednego dziadka w odblaskowej kurteczce z napisem "jestem widoczny" wprawiłam w wielkie zdziwienie, że juz trzeci raz go mijam a mnie dzisiaj nosiło w różne dziwne dróżki, przeważnie donikąd. Głupie kejtry poczuły chyba wiosnę bo latały i darły pyski dzisiaj za mną chyba z 5 razy. Na szczęście było to tylko szczekanie bez łapania za girki. Woda w bidonie od prawie gotującej zrobiła się zimna i lodowata a mnie niosło i niosło przez Biskupice, Gwiazdowo, Kocią (gdzie spotkałam Sebę jadącego do roboty) wzdłuż S5 i dalej. W terenie gdzieś nagle otrzeźwiałam, że coś za dużo już jadę i gdzieś w lesie na trasie R12 zaczęłam kierować się do domu ale stwierdziłam, że jeszcze trochę i gdzieś przez jakieś działki, domki zagubione w lesie (zawsze sie zastanawiam jak ci ludzie żyją, czy pracują w mieście, czy na roli, czy dzieci chodzą do szkoły itp.) przez Jakieś Dalki, Obory wróciłam na bocznicę S5 gdzie zaczęło się pod wiatr. Wiało mi prosto w gębę zimnym, lodowatym wiatrem a do tego od czasu do czasu popadywało. Jak skręciłam na Wierzyce to nareszcie wiatr wiał z boku. Wstąpiłam do sklepu bo mi paliwa już zupełnie zabrakło i chyba wyglądałm marnie bo panie sprzedawczynie spytały się mi ile już dzisiaj zrobiłam km - 115 odpowiedziałam. Te tylko wzniosły oczy ku górze a ja jak zobaczyłam moje dłonie koloru lakieru do paznokci (ciemno czerwone) to już byłam pewna, że nigdzie dalej niż do domu nie jadę i że w najbliższym czasie nie jadę tak daleko a zwłaszcza bez mapy bo potem targam się po tych lasach i drogach i wychodzą mi jakieś straszliwe km.
Jak zdżarłam kanapkę czekoladową i PrincePolo XXL to ochoczo pojechałam w stronę Pobiedzisk i nawet mi w głowie zabłysnęła myśl, że te 30 do Poznania też bym zrobiła. Jednak zadzwonił kontrolny telefon :"mama gdzie jesteś" i to już było ostateczne wezwanie do domu, żeby zrobić makaron z jajcami w sosie koperkowym (podobno ble - ten sos), mi tam smakował, wszystko mi smakowało, wszystko. Równie wybornie smakowała mi kąpiel w bąbelkach.
Pod wieczór z Martą pojechałyśmy do sklepu po zakupy. Wyprzedzało mnie to moje dziecko a ja ukręcić nie mogłam.
Znalazłam super patent do zaznaczania, że jestem na drodze przy pomocy mojego super ekstra telefonu komórkowego Samsung Solid. Włączam latarkę, wrzucam ją do kosza z przodu i daję po oczach kierowcom, że mijają mnie dużym kołem. Wczoraj odkryłam, że tak można kiedy towarzyszyłam pobiedziskim kobietom co biegają. Biegają te kobiety w takim tempie, że ja odpadam a przydałoby się pobiegać. Muszę sobie znaleźć jakieś pobiedziskie ciotki co biegają ;)
ps. Marcin jak się dowiedział ile dzisiaj wykręciłam to stwierdził, że hardcorowcy z Pobiedzisk to tak już mają, że robią 100 w zimie a to dlatego, że szkoda się tyle ubierać na jakieś głupie 20 km.
Ta! Ledwie się ruszam, idę (poczłapię) się spać zaraz. I znowu będzie wojna, która panna ze mną śpi, co nie wiążę się z szybkim zaśnięciem ale dzisiaj to chyba nic mnie nie wzruszy .
Kategoria inne
komentarze
Ja setę sobie strzelę chyba dopiero na wiosnę.