Zygmuntowska pętelka
d a n e w y j a z d u
26.55 km
23.00 km teren
01:47 h
Pr.śr.:14.89 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
Z Marcinkiem na jego rozjazd. Dzisiaj spokojnie choć goraco mi się trochę na podjazdach zrobiło. Oczywiście dowiedziałam się od małżonka, że ubrałam się za ciepło a rozbierać się mogę w czasie jazdy bo to jest świetne ćwiczenie.
Wczoraj na Michałki pojechałam w roli obserwatora po trosze dlatego, że nie chciało mi się moknąć i marznąć na starcie (bo tego sie spodziewałam gdy słyszałam ten walący deszcz) a tak poza tym wszystkim to leń i niechciejstwo mnie ogarnęło oraz kusiła mnie perspektywa, że wreszcie pogadam sobie na mecie a nie zziajana i zajechana zobaczę koniec tomboli i wszyscy się rozjadą. Dawno tak dobrze się nie bawiłam. Miałam pojechać na grzyby w czasie jak Marcin będzie w trasie ale najpierw oglądałam pasjonujące wyścigi dzieci potem zaczęli wpadać miniowcy tnąc się na mecie az miło, potem megowcy i znajomi. Nagadałam się że mnie jęzor bolał a policzki aż mnie giglały od śmiania. Policzki mnie giglały od śmiechu :)
© JoannaZygmunta
Posiedzieliśmy, ubawiliśmy się i rozjechaliśmy do domów. Niestety parę km od Wielenia zobaczyliśmy, że stoja jakieś samochody, że Marek tam biega i że chyba coś sie stało naszym znajomym. Pobiegliśmy zobaczyć co się stało a to samochód Mariusza stał rozbity u kogoś na ogródku. Mariusz i Maciej leżeli przytomni obok auta ale nie wyglądali dobrze. Niewiele mieliśmy do robienia, przynieśliśmy koce termiczne i opatuliliśmy chłopaków żeby nie zmarzli i czekaliśmy na pogotowie.
Za chwile przyjechała straż pożarna, pogotowie i policja. Chłopaków zabrali a my poczekaliśmy aż przyjedzie dochodzeniówka itd,itp.
Widząc rozbite auto można się było spodziewać, że obrażenia będą większe ale skończyło się na siniakach i połamanych żebrach. Bardzo sie cieszę, że tylko tak sie skończyło. Płakałabym jak bóbr gdyby stało się coś gorszego, dopiero co się rozjechaliśmy a tutaj takie coś. Znowu potwierdza się, że nalezy cieszyć sie z każdej chwili bo nie znasz dnia ani godziny i nawet umordować się na jakiś mało znaczących wyścigach byle zabawa była. Dobra! Dosyć tych przemyśleń egzystencjalnych. Z okazji cieszenia sie każdą chwilą nauczyłam sie dzisiaj podskakiwać na rowerze :) Podrzucać przednim i tylnym kołem razem i każdym osobno oraz podskakując stawiać tylne koło raz z prawej raz z lewej strony. Ale czad :)
Kategoria z małżonkiem