JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2011

Dystans całkowity:386.85 km (w terenie 163.00 km; 42.14%)
Czas w ruchu:22:10
Średnia prędkość:17.45 km/h
Maksymalna prędkość:39.00 km/h
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:18.42 km i 1h 03m
Więcej statystyk

do Poznania i po Poznaniu

  d a n e    w y j a z d u 70.00 km 49.00 km teren 04:00 h Pr.śr.:17.50 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Wtorek, 1 listopada 2011 | dodano: 01.11.2011

Z rana pojechałam do Poznania przez Dziewiczą (znowu udało mi się ją po dwakroć podjechać :D) Na początku mgła a potem piękne słońce. Od czasu do czasu dzwoniłam do Marcina czy na pewno dobrze skręciłam, bo pierwszy raz jechałam samotnie Marcinowym niebieskoszlakim skrótem. Spotkałam tylko jednego pomyleńca, który jechał na rowerze z rańca zamiast z kwiatami i świeczkami latać po cmentarzach. Większym kołem dojechałam do Poznania, gdzie u dziadków czekał juz na mnie Marcin z dzieciakami. Ponieważ chciałam, żeby Marcin też mógł sobie pojeździć to całą drogę kombinowałam jak połączyć odwiedziny cmentarzy z przyjemnością jazdy. Marcin wymyślił. Zostawiliśmy dzieciaki u dziadków i pojechaliśmy rowerami na Miłostowo. Tam korek był taki, ze ledwie udawało sie w slalomie pomiędzy samochodami przedostać. Umówiliśmy sie na cmentarzu z teściową i ona jechała samochodem 6 km 1,5 godziny a my w tą i z powrotem 40 min. Widząc zmarnowanych kierowców i pasażerów współczułam im serdecznie. Po doświadczeniach na Miłostowie postanowiliśmy jechać na Jeżyce rowerami. Marcin przeprowadził mnie takimi zakrętasami po mieście, że momentami nie wiedziałam gdzie jestem. Po odwiedzinach na Jeżyckim cmentarzu Marcin odprowadził mnie przez Rusałkę i Sołacz do Parku Wodziczki, gdzie się rozstaliśmy. Ja wróciłam na Rusa po samochód i dziewczyny a Marcin pojechał do Lusowa na cmentarz. Ja zapakowałam dziewczyny do auta i pojechałyśmy na spotkanie z tatusiem w Lusowie. Spotkaliśmy się idealnie. Odwiedziliśmy zmarłych i pojechaliśmy już razem samochodem do Pobiedzisk. Pogoda cudowna i takim sposobem święto za którym nie przepadam udało spędzić się całkiem przyjemne.
Pogadaliśmy sobie z naszymi dziewczynami o rodzicach, dziadkach, pradziadkach. Takie święto tez jest potrzebne. Niech wiedzą, kto przyczynił się do tego, że żyją.


Kategoria wycieczka